Opublikowane o godzinie 22.15
***
W gildii Fairy Tail jak zwykle panowało poruszenie. Meble latały tam i z
powrotem, pijani magowie leżeli pod stołami w dziwnych pozach, alkohol lał się
strumieniami, a przytomni członkowie rozpoczynali bójki i pili w najlepsze.
Nikt jednak nie przypuszczał, że w stronę gildii zbliża się tornado. Nie była
to zwykła klęska żywiołowa, która nawiedziła Magnolię za sprawą Matki Natury.
Huraganem była niska dziewczyna o białych włosach i czerwonych, lecz nieco
wyblakłych oczach, które teraz wyrażały tylko chęć zabijania. Na twarzy jawił
się lekko złowieszczy uśmiech i gniew, który z czasem przybierał na sile.
Dziewczyna miała na sobie białą bluzkę na ramiączka i bojówki. Jej stopy
okrywały tradycyjne japońskie sandały, które wydawały z siebie odgłosy stukania
przy każdym kroku.Odważnie stanęła przed budynkiem Fairy Tail. Przyjęła bojową postawę, rzucając otwarte wyzwanie drewnianym drzwiom. Na jej twarzy jawiła się determinacja, która pozwoliłaby nawet na skruszenie głazu. Swoją prawą dłoń zacisnęła w pięść, przygotowując się do ataku. Z szybkością lamparta ruszyła z miejsca. Kiedy znalazła się wystarczająco blisko, z całą dostępną siłą uderzyła we wrota.
***
Mira usłyszała głuche uderzenie w główne drzwi gildii. Nieco zdziwiona odłożyła czyszczoną właśnie szklankę, po czym mijając wszystkie niebezpieczeństwa, dotarła do wrót. Jednym sprawnym ruchem uchyliła je i rozejrzała się dookoła. Dopiero po chwili ujrzała leżącą na ziemi białowłosą, która mamrotała coś pod nosem. Mirajane pokręciła litościwie głową.
— A co ty tu wyczyniasz, Yura? – spytała z zażenowaniem. Dziewczyna spojrzała na Strauss nieprzytomnie.
— Jeśliś diable, człowieku, spadł na ziemię z niebios, twe drzewo życia zniknie wraz ze mną... – zaczęła mamrotać.
— Ech... – Mira westchnęła. Spojrzała litościwie na dziewczynę, która zdawała się nie przejmować obecnością kobiety. – Co się stało?
— Ktoś zeżarł mi moje ciastka
— Hę? – Strauss nie mogła uwierzyć. – No dobrze, ale dlaczego tutaj leżysz?
— Chciałam zrobić wielkie wejście i zniszczyć drzwi, żeby zawołać dumnie " Kto zjadł mi słodycze?! ". Wtedy wszyscy by się przestraszyli i zaczęli mnie szanować. No ale te wrota są cholernie twarde, więc nie umiałam się przez nie przebić.
— A dlaczego tu leżysz, zamiast jak człowiek wejść do środka?
— Bo jest mi smutno.
— W takim razie może wejdź i napij się czegoś na uspokojenie?
Dziewczyna milczała przez chwilę.
— Nie – odpowiedziała, odwracając się plecami do Miry.
— Dlaczego nie?! – Strauss traciła już cierpliwość.
— Bo jest mi smutno.
— To dlaczego leżysz?!
— No bo ten piasek, który ma trochę za grube ziarnka, też jest samotny. Ludzie chodzą po nim i nawet nie próbują go zrozumieć. Tylko on mnie wie, co czuję.
— Po pierwsze, to jest groch, który rozsypała tu jakaś staruszka dla gołębi. Siedzi na tamtej ławce i się dziwnie patrzy. – Mirajane wskazała zdziwioną kobietę. – A po drugie... może idź zrobić coś pożytecznego?
— " Pożytecznego ", mówisz?
Yuraiko wstała, otrzepała swoje ubrania z kurzu, po czym położyła rękę na ramieniu Strauss. Kiwnęła głową, jakby coś jej obiecując. Kiedy Yura przekroczyła próg gildii, nabrała powietrza w płuca i wolno je wypuściła.
— Kto mi ciastka zjadł?!
Magowie spojrzeli na nią zaskoczeni. Wymienili między sobą porozumiewawcze spojrzenia, uśmiechnęli się pod nosem i kontynuowali przerwane czynności, ignorując zdenerwowanie dziewczyny. Na czole Yury zaczęła niebezpiecznie pulsować żyłka. Nienawidziła tej ich bezczelności. Myślała, że przekonali się o jej sile już kilka lat temu, ale chyba nadal uważają się za takich cwaniaków.
— Jak śmiecie... – zaczęła po cichu, zawiązując na kostkach i dłoniach czerwone chusty. Była gotowa do rzezi! – ... mnie ignorować?!- krzyknęła, uderzając z całej siły w podłoże. Ziemia zatrzęsła się, powodując upadek kilku gildiowych zboczeńców, którzy akurat pili zdrowie pisemek dla dorosłych. Zdezorientowani magowie spojrzeli po sobie zdziwieni, zupełnie nie rozumiejąc co się wydarzyło. Gdy spojrzeli trochę wyżej, ujrzeli długowłosą postać o czerwonych, złowrogo świecących się oczach oraz o zabójczym spojrzeniu. Dziewczyna uśmiechnęła się. Magowie pisnęli i przytulili osobę najbliżej siedzącą.
***
Levy otworzyła wielkie drzwi Fairy Tail. Dzisiaj był jej dobry dzień. Świetnie poszła jej misja, dostała wysoką zapłatę i jeszcze zdobyła nowe księgi dotyczące magii i zaklęć. Chciała przyjść, pochwalić się i napić dobrej gorzały, ale niestety trafiła na zły dzień panny Nobume Yuraiko. Widząc chaos panują w pomieszczeniu, zemdlała.
***
Kiedy wszyscy myśleli, że nie ma już dla nich ratunku i że zostaną rozszarpani przez żądne krwi zęby dziewczyny, przybył ON. Czarnowłosy mężczyzna z ogromną ilością kolczyków o czerwonych oczach. Wparował do gildii, jakby był królem całej ferajny. Bez wahania wszedł do środka, mijając ledwo żywych magów, czołgających się po ziemi z zamiarem przetrwania. Zatrzymał się dopiero kilka metrów przed wściekłą dziewczyną.
— Yo! Co tu się stało? – spytał, rozglądając się dookoła. Yura łypnęła na niego wzrokiem. Odgarnęła białe włosy ze spoconego czoła. – Yuraiko? Co ci? Masz okres?
— Ktoś mi zjadł moje jedyne opakowanie ciastek na zimę... chcę zabić tego, kto to zrobił!
— A pro po twoich ciastek... – zaczął mężczyzna, wyciągając coś z torby. Dziewczyna spojrzała niego podejrzliwie. – Tamte wziąłem, bo jakiś bachor mnie poprosił. Ale spoko, kupiłem ci inne – mówiąc to, podał Yurze małą paczuszkę. Nobume zrobiła zdziwioną minę. – Może być?
— Jeee! Dzięki ci, Gajeelku! Jesteś kochany! – zawołała rozpromieniona białowłosa, przytulając mężczyznę. Uśmiechnęła się do niego serdecznie, po czym wskazała na nieprzytomną Levy. – Przestraszyłam twoją dziewczynę, więc musisz się nią zająć.
— Co? – Gajeel nie rozumiał, o czym mówi Yura.
— Już, już, nie rób takiej zdziwionej miny! – zawołała rozbawiona, klepiąc go po ramieniu. – Ja już muszę iść, więc ci nie pomogę.
— Nie zostaniesz? W końcu powinnaś pomóc nam w posprzątaniu tego całego bałaganu. – Mężczyzna odłożył torbę na barek.
— Poradzicie sobie! Ja muszę iść, umówiona jestem – odpowiedziała Nobume, cofając się w stronę drzwi wyjściowych.Uchyliła wrota i przekroczyła próg, nie mówiąc ani jednego słowa więcej. Gajeel patrzył za nią zamyślony. Nie była z nikim umówiona i dobrze o tym wiedział. Nie pomogła im nie dlatego, że jej się nie chciało — ona po prostu ledwo trzymała się na nogach. Mężczyzna prychnął. Nie pochwalał takiego swobodnego używania tymczasowej mocy. Przecież wyniszczało ją to od środka.
Spojrzał na nieprzytomną Levy i westchnął. Co za bzdura — ona nie była jego dziewczyną.
***
Granica między Varoi a Fiore od zawsze była pilnie strzeżona. Zwłaszcza teraz, kiedy zamieszki nasiliły się, a klany zaczęły poszerzać swe wpływy. Wszystko co ostatniego czasu " wypływało " z Fiore, przynosiło tylko kłopoty i śmierć. Varoi bardzo różniło się od innych państw.W kraju tym nie istniało pojęcie jak " magia " czy " gildia ". Popełnione tam przestępstwa nie były na skalę światową i mało co obchodziły Wielką Radę Magiczną. Obywatele cieszyli się spokojem i normalnym życiem.
Granica między Varoi a Fiore strzeżona była przez wielką zaporę magiczną, którą dezaktywować mogli tylko pracownicy z pisemnym zezwoleniem. Takie osoby siedziały zazwyczaj w ciasnej budce po jednej i drugiej stronie pola magicznego, dokładnie sprawdzając podróżnych. Dodajmy, że była to dość nudna i nisko płatna praca.
— Mogłaby pani okazać dowód tożsamości? – spytała skrzeczącym głosem starsza kobieta w budce. Była odrobinę pulchna, miała siwe włosy i małe wredne oczy.
— Mam zezwolenie pisemne od samego króla Varoi. Czy to nie wystarczy? – spytała niebieskowłosa kobieta, pokazując dokument. Staruszka prychnęła.
— Co mnie jakieś papiery! Mogłaby mieć pani nawet pozwolenie od samego króla Fiore i od Magicznej Rady! Ja tu tylko swoją pracę wykonuje i muszę się stosować do regulaminu! Proszę o dowód tożsamości. – Kobieta wskazała wiszącą obok tablicę z wypisanymi wszystkimi zasadami pracy. Niebieskowłosa westchnęła i podała pracownicy swój dowód osobisty. – Juvia Loxer? Ach, kojarzę cię – powiedziała, zapisując coś w swoim notatniku. – A właśnie, o mało bym zapomniała! – wykrzyknęła nagle, wyciągając zgnieciony papier z kieszeni swojej kurtki. – To do ciebie. Wysłała go jakaś Yuraiko.
— Yura? – powtórzyła zdziwiona, biorąc od kobiety dokument.
— Nie, nie " Yura ", tylko " Yuraiko ".
— Tak, tak, dziękuję pani bardzo. Mogę mój dowód osobisty?
— Tak, oczywiście. Dostanie go pani jutro o piętnastej – mruknęła niezadowolona staruszka.
— Jak to jutro? Nie mogę go wziąć teraz?
— Nowe prawo na granicy. Ja tego nie ustalałam. Może pani już iść. – Kobieta zamknęła okienko, dając do zrozumienia, że nie ma ochoty na dalszą rozmowę. Juvia odeszła lekko zdenerwowana.
— Pierdolona biurokracja! – zaklęła, poprawiając swój puchowy szalik. Tego dnia było wyjątkowo chłodno. Na granicy Varoi i Fiore zawsze było zimno, ponieważ kiedy w jednym kraju panowało lato, w drugim była zima. Już lekko wnerwiona otworzyła kopertę i szybko przeczytała jej treść, ponieważ nie miała rękawiczek, a wiatr był wyjątkowo silny.
" Droga Juvio
Cholera jasna, leżę na drodze i nie mogę się ruszyć. Muszę iść naładować czerwone chusty, ale nie mogę! Jest mi zimno i chyba zaraz zamarznę. Jestem niedaleko dzielnicy Rushgard. Rusz dupę i mi pomóż!
Yura "
Juvia stanęła na środku drogi. Była zaskoczona głupotą swojej przyjaciółki. Zastanawiała się też, jakim cudem napisała list, skoro jest ledwo żywa. Żyłka zaczęła niebezpiecznie pulsować jej na czole.
— Kurwa! – krzyknęła, rzuciła list na podłogę i zaczęła go deptać. – Co mnie obchodzą twoje problemy?!
Kiedy się uspokoiła, westchnęła. Poprawiła kurtkę, szalik i czapkę, po czym pomaszerowała przed siebie. W Fiore właśnie panowała zima, która była chyba najbardziej sroga w całej historii kraju. Dwa kilometry od zapory granicznej nie było żadnego ośrodka, proponującego gorące posiłki czy napoje. Podróżni, którzy pierwszy raz wkraczali do Fiore byli trochę zaskoczeni i wykończeni fizycznie.
W końcu Juvia dotarła do drewnianej chaty. Zamówiła zestaw obiadowy i gorącą herbatę, po czym usiadła przy jednym ze stolików.
— Słyszałeś o tym wielkim konflikcie Loxer i Nobume? – spytał dość młody chłopak.
Niebieskowłosa ożywiła się i zaczęła nasłuchiwać.
— To te klany, ta? Coś tam słyszałem. Po prostu się nie dogadują i stąd ten konflikt. Nic wielkiego – odpowiedział starszy, podnosząc kufel piwa.
— Mówisz tak, bo nic nie wiesz! Widziałem tu ostatnio jednego gościa od Loxerów. Chyba kogoś szukał!
— Rodzina Loxer to klan najemników,więc ich obecność w tych stronach to żadna niespodzianka.
— Wiem z własnych źródeł, że rodzina Loxer chce pozbyć się dawnej zdrajczyni klanu i dlatego kogoś wysłała.
— Serio? Heh, trochę trudno w to uwierzyć. Loxerowie nienawidzą mieć zaległości w takich sprawach.
— Panowie, panowie! O takich poważnych sprawach tu rozmawiać? Nie przystoi, no! – powiedział kelner, podając im zamówione dania.
— A pan, panie właścicielu? Nic nie słyszał? W końcu to pańska okolica! – ożywił się młodszy.
— Słyszałem, ale o klanie Nobume. Też kogoś wysłali, tylko że w innym celu. Szukają jakiejś swojej dawnej towarzyszki.
— Jak nic szykuje się nam wojna!
— Pierdolenie, drodzy panowie. To wszystko tylko plotki! Nie ma krzty prawdy w tych bujdach! – wykrzyknął starszy, prosząc o dolewkę piwa. – Wyjaśnijmy sobie coś! Loxerowie są najemnikami. Ogólnie rzecz biorąc, chwytają się każdej brudnej roboty i ubijają nielegalne interesy. Bóg wie, z kim współpracują. Ktoś kręcił się po okolicy, bo może dostali zlecenie związane z tym miejscem. Natomiast klan Nobume zajmuje się handlem. Być może kogoś szukali, ale myślę, że był to klient bądź ktoś, kto kiedyś im nie zapłacił. Nie ma w tym nic głębszego!
Dalsza rozmowa Juvii już nie interesowała. Dowiedziała się wystarczająco dużo. Musiała jak najszybciej wyruszyć, inaczej ta idiotka naprawdę zamarznie.
Kiedy skończyła posiłek i zapłaciła, zamówiła stojącą przed wejściem karocę, która dowoziła zmęczonych podróżników do każdego miasta w całym Fiore... oczywiście za " drobną opłatą ".
— Do Magnolii poproszę – powiedziała, wsiadając do pojazdu.
— Jak sobie pani życzy – odpowiedział kierowca, ciągnąc lejce. Karoca ruszyła, zostawiając w tyle krajobraz morderczej zimy przy granicy i drewnianą chatę, gdzie spędziła ostatnie dwadzieścia minut. Opatuliła się cieplej swoim płaszczem i wyjrzała za okno. Widok za nim w ogóle się nie zmieniał. Widziała tylko śnieg i góry, które dla niej niczym się nie różniły.
— Jest pani zimno? – spytał kierowca po dwóch godzinach jazdy.
— Na pewno cieplej niż panu. – Juvia uśmiechnęła się pod nosem. Przed nią znajdowało się okno, przez które mogła dostrzec plecy mężczyzny i kawałek drogi przed karetą. Była zaskoczona, że pomimo takiej pogody kierowca mógł z nią normalnie rozmawiać. To na pewno zasługa tej nowoczesnej technologii.
— Mam tutaj koc. Chce pani?
— Jeśli bym mogła... – zaczęła nieśmiało Juvia, otwierając okno. Kiedy się wychyliła i mężczyzna podał jej koc, zamiast starego faceta ujrzała młodego, dość przystojnego chłopaka. Miał on białe włosy i czerwone oczy. Widziała jego promienny uśmiech, co spowodowało na jej twarzy rumieniec. Szybko wzięła materiał, zamknęła okno i opatuliła się nim. Była bardzo zaskoczona, ale jednocześnie zmęczona. Nim się obejrzała, usnęła.
***
Juvia ocknęła się kilka godzin później, obudzona przez białowłosego mężczyznę. Na wiadomość, że dotarli już do Magnolii, zerwała się z miejsca, zbierając swoje rzeczy z prędkością światła.
— Czemu się pani tak śpieszy? – spytał zdziwiony mężczyzna.
— Muszę dotrzeć do Rushgard! – odpowiedziała szybko kobieta, mocując się z zapięciem kurtki.
— Mogę panią podwieźć – zaproponował po chwili białowłosy, uśmiechając się szeroko.
— Eh? Naprawdę? – spytała z niedowierzaniem Juvia, prawie płacząc ze szczęścia. Rozbawiony chłopak kiwnął głową, po czym karoca znów ruszyła w podróż. Kobieta martwiła się o Yurę. Może była to idiotka, ale nie pozwoli jej umrzeć! Na samą myśl o jej śmierci wpadała w histerię i panikowała. Zawsze martwiła się o nią na zapas, zwłaszcza kiedy wychodziła gdzieś sama. Yuraiko natomiast była lekkomyślna i trochę głupia. Nie przejmowała się swoim życiem i ciągle sprawiała problemy Juvii. Nie myślała, czy ktoś się będzie martwić; czy ktoś przybędzie jej na ratunek. To było strasznie wkurzające, ale Yura miała jedną, bardzo ważną dla Juvii zaletę – poczucie humoru. Zawsze potrafiła ją pocieszyć, niezależnie od okoliczności.
***
A co będzie dalej? Nawet ja tego nie wiem xD Już wam zaspoileruję i powiem, że ten chłopak nazywa się Arvin i będzie się dość często tutaj pojawiał. Ważna postać. Mam nadzieję, żę komuś się podoba. Pisałam to w wielkim pośpiechu, bo obiecałam rozdziała w poniedziałek. W niedzielę miałam depresję, że tego nie napiszę, a dzisiaj jeszcze robiłam potrawy świąteczne ;_________;
Koniec jak z dupy wzięty, ale już naprawdę nie umiałam nic z siebie wykrzesać T.T
Tornado w japońskich sandałach <3
OdpowiedzUsuń" — A dlaczego tu leżysz, zamiast jak człowiek wejść do środka?
— Bo jest mi smutno.
— W takim razie może wejdź i napij się czegoś na uspokojenie?
Dziewczyna milczała przez chwilę.
— Nie – odpowiedziała, odwracając się plecami do Miry.
— Dlaczego nie?! – Strauss traciła już cierpliwość.
— Bo jest mi smutno.
— To dlaczego leżysz?!
— No bo ten piasek, który ma trochę za grube ziarnka, też jest samotny. Ludzie chodzą po nim i nawet nie próbują go zrozumieć. Tylko on mnie rozumie." Uwielbiam ten kawałek ♥ mówiłam ci już o tym? xD
"Yuraiko? Co ci? Masz okres?" To serio Gajeel? O.O o dżizys, nie poznałam, on w ogóle wie co to jest okres? xD
Loxer i Nobume...taki konflikt...Już widzę wielką wojnę <3
M: Ta krew przelewająca się wszędzie <3 <3 <3
A: Nie rób z siebie yangire bo robisz z siebie idiotkę.
M: Nie, to jest tsundere BAKA!
A: Wc-wcale nie!
M: A idź być milszą częścią mojej osobowości gdzie indziej...
A: To ty jesteś częścią mojej osobowości!
Jejku, jestem pewna że ten Arvin też jest Nobume :D Ju,ż widzę, jaki jest przystojny <3<3
I jakie z dupy wzięte? To jest zajebiste <3 <3 oby tak dalej kochana :*
Genialne. Uwielbiam Yuraiko! Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńŚle wenę!
ukryta.